Niejasne relacje o spiskach oficerów, przewrotach i kontrprzewrotach, które przeciekły do zachodniej prasy w zeszłym tygodniu (tekst ukazał się w październiku 1965 r. – przyp. tłum.), są pierwszymi oznakami wielkiego rewolucyjnego napięcia, jakie panuje w Indonezji.
[Source]
Ostatnie wydarzenia ukazują się na tle teraz już znajomego kryzysu społecznego i ekonomicznego w zacofanym kraju. Reżim Sukarno (Sukarno, 1901-70, pierwszy prezydent niepodległej Indonezji, rządził krajem do 1967 r. – przyp. tłum.) – pomimo pozorów stabilności – ukazuje się jako przegniły do cna. Analiza wydarzeń w Indonezji dostarcza nam materiału poglądowego na temat losu bonapartyzmu – burżuazyjnego i proletariackiego.
Bonapartyzm i bankructwo
Od zakończenia wojny (II wojny światowej – przyp. tłum.), wszystkie kraje tzw. Trzeciego Świata przechodzą przez okres nieprzerwanych społecznych konwulsji, spowodowanych rosnącą nierównowagą w handlu z zaawansowanymi państwami kapitalistycznymi. Gospodarka indonezyjska jest modelowym przykładem bankructwa.
Dawniej Indonezja uzyskiwała nadwyżkę w produkcji ryżu; teraz zaś musi importować 150 tys. ton ryżu rocznie. Swego czasu kwitnący przemysł powiązany z eksportem cyny i kauczuku, teraz upada. Jedynie ropa pozostaje istotnym źródłem dolarów.
Indonezyjska gospodarka jest bardzo mocno zadłużona wobec zagranicznych banków, w szczególności amerykańskich. Każdego roku deficyt budżetowy podwaja się. Na ten rok przewiduje się, że będzie to 1 miliard rupii. Realna wartość rupii spadła do 1% jej wartości oficjalnej, przyczyną czego jest chroniczna inflacja, z powodu której w ciągu ostatnich sześciu lat koszty życia wzrosły o 2000%.
Pomimo tej katastrofalnej zapaści ekonomicznej państwo przeznacza 1 miliard dolarów amerykańskich na zakupy broni, co stanowi 75% budżetu. Bonapartystowski reżim jest przeżarty korupcją. W środku masowej prywatyzacji, niskich płac i ogromnych problemów w mieszkalnictwie Sukarno i jego elita żyją jak królowie. Sukarno zajmuje białą rezydencję – dawną siedzibę holenderskiego gubernatora – otoczony luksusowymi meblami i drogimi dziełami sztuki. „Trzy okazałe oficjalne pokoje przypominają muzea. Każdy z nich jest bogato udrapowany, wyposażony w cenne dywany i meble. Każde z pomieszczeń obwieszone jest dziełami z należącej do Sukarno kolekcji malowideł.” Pod jego kierownictwem ogromne sumy wydano na reprezentacyjne budowle takie jak Hotel Indonezja w Dżakarcie, w którym to mieście, by zacytować „The Sunday Times”, „Trzy miliony ludzi, głównie biednych, żyje… w niskiej zabudowie… rozsypującej się”.
Indonezja ma jedną z najbardziej nieudolnych i bezużytecznych pasożytniczych klik rządzących. „Nie borykamy się z żadnymi gospodarczymi trudnościami”- radośnie oznajmia Sukarno – „Indonezyjczykom powodzi się dobrze, całkiem dobrze. Porównajcie nas proszę z Indiami albo jakimiś innymi krajami. Mamy nową odmianę ryżu, która da nam dwa razy większy plon niż normalny ryż. To niemałe osiągnięcie naszego własnego centrum badawczego. Napisałem o tym wiersz, tak byłem szczęśliwy. Ale nie da się go przetłumaczyć.”
Niestety, wierzyciele Sukarno nie wydają się być miłośnikami nieprzetłumaczalnej poezji jako substytutu ekonomicznego rozwoju. Oczekiwali, że sytuacja gospodarcza się poprawi po przyłączeniu Irianu Zachodniego (ang. Western New Guinea, zachodnia część wyspy Nowa Gwinea – przyp. tłum.) do Indonezji w 1963 r. Bezowocnie. Bank Światowy próbował nęcić Sukarno deflacją oferując dodatkowe pożyczki na sumę 142 milionów funtów. Zamiast przyjąć tą ofertę, Sukarno spalił brytyjską ambasadę w Dżakarcie i wypowiedział wojnę Malezji – krok, który zmniejszy handel zagraniczny o dalsze 200 milionów dolarów. Stany Zjednoczone wyraziły zaniepokojenie. Na powtarzające się amerykańskie żądania poprawy sytuacji w gospodarce Sukarno ogłosił światu: „Ekonomia mnie nudzi”. Pomimo to utrzymuje on, że w ciągu 20 lat Indonezja będzie „najbogatszym krajem na świecie”.
Wiara może przenosić góry, jednakże nie miała żadnego wpływu na podniesienie indonezyjskiej gospodarki. Bieda i trudy mas doprowadziły do nadzwyczaj gwałtownego wzrostu Komunistycznej Partii Indonezji (PKI, partia powstała w 1920 r., pod tą nazwą od 1924 r., w 1966 r. zdelegalizowana, a jej członkowie wymordowani – przyp. tłum.). Z gospodarką szybko staczającą się na dno, Sukarno został zmuszony nacjonalizować rosnącą liczbę zagranicznych przedsiębiorstw. By móc to zrealizować musiał polegać na wsparciu PKI, co nie uszło uwadze Waszyngtonu.
Mienszewicka polityka PKI
Lekcja całego okresu powojennego brzmi: elementarne zadania burżuazyjnej (demokratycznej) rewolucji w krajach zacofanych nie mogą zostać zrealizowane na bazie kapitalistycznych stosunków własności. Słaba burżuazja krajów postkolonialnych jest zbyt mocno związana z międzynarodowym kapitałem finansowym by przeprowadzić narodowe rewolucje do końca. Tak samo miejscowi kapitaliści nie mogą rywalizować z rozwiniętymi uprzemysłowionymi konkurentami na światowym rynku. W efekcie ekonomiczny status tych państw nieustannie pogarsza się w stosunku do zaawansowanych krajów kapitalistycznych.
Zrujnowane gospodarki krajów zacofanych tworzą warunki dla ostrego i nieustannego kryzysu społecznego. Z jednej strony, samowystarczalne społeczeństwo chłopskie jest nieustannie podminowywane, z drugiej – klasa kapitalistyczna nie jest w stanie transformować całego społeczeństwa na swoją modłę. Wysyp zmilitaryzowanych państw policyjnych w całym Trzecim Świecie jest tylko zewnętrznym wyrazem nieumiejętności kolonialnej burżuazji (autorowi chodzi o burżuazję dawnych kolonii – przyp. tłum.) do rozwiązania problemów własnej rewolucji. Jedynie rewolucyjna dyktatura proletariatu, w sojuszu z biednym chłopstwem, jest zdolna rozwiązać gospodarcze i społeczne problemy krajów zacofanych.
Nigdzie w Trzecim Świecie ruch robotniczy nie poczynił takich postępów jak w Indonezji. PKI, która praktycznie przestała istnieć po nieudanym przewrocie z 1948 r., rozrosła się do miana trzeciej pod względem wielkości kompartii świata – tylko chińska (KPCh – przyp. tłum.) i rosyjska (autor ma zapewne na myśli KPZR – przyp. tłum.) są od niej większe. Członków płacących składki są 3 miliony, popiera ją 10 milionów związkowców i zorganizowanych chłopów. Co najważniejsze, sama PKI deklaruje poparcie 40% indonezyjskiej armii. Politycznie partia opowiada się za Pekinem w konflikcie chińsko-radzieckim i utrzymuje bliskie relacje z chińskimi stalinistami. Rewolucyjne połączenie, można by powiedzieć. Ale stwierdzenie takie byłoby błędne. Polityka PKI to jawna kolaboracja klasowa. Od niepowodzenia w 1948 r. (autor ma na myśli ww. nieudany komunistyczny zamach stanu – przyp. tłum.), kierownictwo PKI dowiodło swojej niemocy wiążąc się z Sukarno. Wszystkie elementy rewolucyjnej ideologii systematycznie wyrugowano z partyjnego programu. Dlatego też Program i Konstytucja PKI z 1962 r. podkreśla jako naczelne zadanie partii utworzenie „państwa demokracji ludowej”. I co miałoby oznaczać to dziwne określenie? Socjalizm? Kapitalizm? Państwo robotnicze? Program ów precyzuje klasową zawartość „państwa demokracji ludowej”. Będzie to „demokracja nowego typu”, oparta nie na klasie robotniczej, ale na bloku robotników i chłopów oraz szerokiego spektrum ich „sojuszników”. Ten współczesny front ludowy współtworzyli by m.in. „drobnomieszczaństwo, intelektualiści, narodowa burżuazja (!), zaawansowane elementy arystokratyczne (!!) i patriotyczne elementy w ogóle (!!!).
Z takiego zamętu trudno wysunąć choć jeden pozytywny wniosek dotyczący klasowej natury „państwa demokracji ludowej”, skoro jest ono po prostu listą wszystkich klas i warstw dzisiejszej burżuazyjnej Indonezji. Można więc w usprawiedliwiony sposób twierdzić, że „rewolucyjna” prochińska orientacja Programu PKI to utrzymanie status quo!
We wszystkich dokumentach PKI robi wszystko, byle tylko uniknąć jakiejkolwiek wzmianki o dyktaturze proletariatu. Zamiast tego PKI mówi o „autorytecie ludu” – formuła ta nie obraża nikogo. Klasowa kolaboracja PKI znalazła najbardziej jaskrawy wyraz w 1955 r., kiedy otwarcie opowiadała się za narodową koalicją i obiecywała rozwodnić jeszcze swój i tak już pozbawiony wyrazu program, by stał się listą wyłącznie niekomunistycznych celów.
Niewysłowienie drobnomieszczańska mentalność liderów PKI ujawnia się we wszystkich oświadczeniach ich czołowego „teoretyka” – Aidita (Dipa Nusantara Aidit, ur. 1923, w latach 1959-65 przewodniczący PKI, 1961-65 minister w rządzie Sukarno , 1965 zamordowany przez siepaczy gen. Suharto – przyp. tłum.). Jak to zawsze bywa ze stalinizmem, „teoria” jest zaledwie prymitywną apologią zdrad kierownictwa. I tak, używając sofistycznych argumentów „etapów”, Aidit odkłada zagadnienie rewolucji socjalistycznej na daleką przyszłość, „kiedy ukończymy pierwszy etap naszej rewolucji, która już trwa, będziemy mogli wejść w przyjacielskie konsultacje z innymi postępowymi elementami w naszym społeczeństwie i bez walki zbrojnej poprowadzić nasz kraj do rewolucji socjalistycznej. W końcu nasi rodzimi kapitaliści są słabi i niezorganizowani. W tym momencie, w naszej narodowej demokratycznej rewolucji, idziemy z nimi ramię w ramię i toczymy wspólną bitwę by pozbyć się obcej dominacji ekonomicznej z tej ziemi!”
Argument Aidita sam się podważa. Jeśli narodowa burżuazja jest słaba i niezorganizowana, dużo rozsądniej byłoby pozbyć się jej i ustanowić rząd robotniczo-chłopski. Co istotne, jak Lenin wskazywał setki razy, to właśnie słabość narodowej burżuazji czyni ją reakcyjną siłą na drodze demokratycznej rewolucji w krajach zacofanych. Wątpi ona w możliwość kontroli sił wyzwolonych wojną domową, wykręca się, wreszcie zostaje pchnięta do obozu reakcji, powodowana strachem przed własną klasą robotniczą. Dlatego też jest kompletnie reakcyjnym próbować oddzielać w mechaniczny sposób demokratyczną i socjalistyczną fazę rewolucji w kraju zacofanym. Albo rewolucja demokratyczna „przerasta” w dyktaturę proletariatu albo pada pod ciosami reakcji.
„Leninowska” pozycja Aidita i spółki jest w praktyce identyczna z pozycją mienszewików, przeciwko którym Lenin toczył nieprzejednaną walkę w 1917 r. i wcześniej. Mienszewicy twierdzili, że rewolucja socjalistyczna jest wykluczona w Rosji, gdyż wpierw musi się dokonać burżuazyjna rewolucja demokratyczna. W konsekwencji odsuwali rewolucyjną dyktaturę proletariatu w odległą (i dlatego bezpieczną) przyszłość – 50, 100 albo i 300 lat w przód. Najpierw zakończymy „pierwszy etap”, następnie, kiedy „całkowicie to ukończymy”, „wejdziemy w przyjazne porozumienie” z tymi, którzy będą zainteresowani „drugim etapem”. Piękny schemat.
Wydarzenia zostały kompletnie inaczej postawione przez historię, która niestety nie uznaje za konieczne podążać za nakazami Plechanowa czy Aidita. W 1905 r. mienszewicy zostali postawieni przed prostym wyborem: rewolucja proletariacka czy reakcja? I gdy robotnicy walczyli z reakcją na ulicach, Plechanow podał swoją odpowiedź „Nie powinni byli (robotnicy – przyp. tłum.) brać broni do ręki”. Aidit staje dzisiaj przed swoim 1905 rokiem.
Rewolucja pałacowa
Bonapartystowski rząd powstaje w warunkach społecznego kryzysu, gdy żadna z klas, grup ani partii nie jest zdolna powołać silnej władzy. Bonapartystowski dyktator opiera się, bezpośrednio lub pośrednio, na armii, a polityczną stabilność osiąga poprzez „równoważenie” antagonistycznych interesów – rozgrywając jedną klasę przeciwko drugiej. To właśnie nadaje bonapartystowskiemu przywódcy szczególnej aury wyobcowania i indywidualności; jako że nie reprezentuje on żadnego konkretnego interesu (innego niż swój własny) stworzona zostaje iluzja, że stanowi on siłę stojącą ponad społeczeństwem i regulującą je „w imię interesu narodowego”. W rzeczywistości bonapartyzm zawsze oznacza obronę status quo i dlatego w ostatecznym rozrachunku zawsze staje on po stronie klasy panującej.
Delikatna równowaga siła, stanowiąca warunek narodzin bonapartyzmu, zawsze jest tymczasowa i niepewna. Prędzej czy później stan równowagi zostaje zburzony, a iluzoryczna stabilizacja otwiera drogę do wojny domowej. Dlatego bonapartystowski reżim musi być rozważany, niezależnie od monolitycznej czy paternalistycznej fasady, jako reżim przejściowy, stanowiący preludium zwycięstwa rewolucji albo reakcji.
O 6 rano w czwartek 30 września Radio Dżakarta podało komunikat, że nikomu nieznany oficer gwardii pałacowej – podpułkownik Untung (Untung Syamsuri, 1926-1967, komendant gwardii prezydenckiej Sukarno – przyp. tłum.) wziął prezydenta Sukarno pod ochronną straż, zaś siły lojalistyczne powstrzymały próbę puczu, inspirowaną przez CIA. W ciągu kilku godzin Radio Dżakarta wydało kolejne oświadczenie, zgodnie z którym prezydent Sukarno jest bezpieczny i czuje się dobrze, a komunistyczny przewrót został zgnieciony przez Generała Nasutiona (Abdul Haris Nasution, 1918-2000, indonezyjski generał, poparł przewrót Suharto, ale później został przez niego usunięty z zajmowanych stanowisk, następnie w opozycji). Bonapartystowskie iluzje rozproszyły się.
Początkowo reakcją na Zachodzie było stwierdzenie, że to tylko walka o władzę wywołana chorobą lub śmiercią Sukarno. „The Times” – jak zawsze w dobrym tonie – uznał, że Sukarno „przestał odgrywać rolę na indonezyjskiej scenie politycznej”. W tym samym czasie Sukarno wciąż żył, lecz „The Times” uchwycił stosunek sił w godny podziwu sposób. Podczas całej walki Sukarno i jego gabinet pozostawali żałośnie wyizolowani. Rząd został dosłownie „zawieszony w powietrzu”. Prawdziwa polityczna rywalizacja przeniosła się na ulice.
Stopniowo obraz sytuacji stawał się jaśniejszy. Można zaakceptować oskarżenie o intrygę CIA oraz próbę zlikwidowania generałów, podjętą przez stalinowski główny nurt oficerów w celu zapobieżenia prawicowemu puczowi, zaplanowanemu na 5 października (1965 r. – przyp. tłum.), które to okoliczności stanowią dobre wyjaśnienie początkowego zamieszania. Choroba Sukarno, podjęte przez niego działania wymierzone w zagraniczne przedsiębiorstwa oraz rosnąca zależność od PKI, nie wspominając już o ogólnym załamaniu indonezyjskiej gospodarki, to wystarczające powody by Departament Stanu (amerykański MSZ – przyp. tłum.) zaangażował się w tajne negocjacje z reakcyjną kadrą wyższych oficerów (gen. Nasution jest zjadliwie antykomunistyczny). Z drugiej strony generałowie naprawdę nie potrzebowali zachęty by zlikwidować znienawidzone wpływy PKI i zaprowadzić otwarte rządy wojskowe.
W istocie posiadamy niezaprzeczalne dowody na przynajmniej jedną wcześniejszą próbę usunięcia Sukarno, podjętą przez CIA. Pod koniec lat 50. na Sumatrze rozwinął się partyzancki ruch wymierzony w Sukarno. Rebeliancki pilot, zestrzelony po zbombardowaniu lotniska, okazał się być agentem CIA o nazwisku Allen Lawrence Pope. Został skazany na śmierć, ale później ułaskawiono go na osobiste polecenie Sukarno, „ponieważ nie chciałem psuć dobrych relacji pomiędzy Indonezją i Ameryką”.
Nie należy wątpić, że istniały plany prawicowego przewrotu. PKI zaś, jak widzieliśmy, była całkiem usatysfakcjonowana istniejącym status quo. Z drugiej strony pewnym jest, że tzw. „Rada Rewolucyjna” Untunga była stalinowską organizacją frontową, zbudowaną w oparciu o prominentnych stalinistów, towarzyszy broni i polityczne miernoty. „Poważni” członkowie Rady wyparli się członkostwa w niej, gdy tylko Nasution zaczął zyskiwać przewagę. Nie ma wątpliwości, że kierownictwo PKI stało za tym prewencyjnym zamachem stanu. Wyszło na jaw jednak, że sam Sukarno wiedział wszystko o puczu przynajmniej dobę wcześniej, będąc informowanym o spisku generałów przez prokomunistycznego dowódcę lotnictwa – Dhaniego (Omar Dhani, 1924-2009, w latach 1962-65 dowódca indonezyjskich sił powietrznych, po przejęciu władzy przez Suharto uwięziony, zwolniony z więzienia w 1995). Sukarno w noc przewrotu znajdował się w swoim pałacu w Dżakarcie, ochraniany przez gwardię pałacową, ale uciekł do Bogor z pomocą Dhaniego, gdy walki wymknęły się spod kontroli.
W tym miejscu zdrada PKI ukazała się w pełni. Mając 3 miliony członków, 10 milionów zwolenników i kontrolując 40% armii, jedyną troską partii było powstrzymanie mas od wzięcia udziału w walce o władzę – ograniczenie tej walki do pałacowego przewrotu.
Zamiast opublikować wszystkie szczegóły prawicowego spisku, zamiast zmobilizować masy w ramach strajku generalnego i wezwać swoich zwolenników w siłach zbrojnych do rozbrojenia oficerów i pójścia ramię w ramię z robotnikami ku obaleniu tego zgniłego ustroju, zawarli oni (liderzy PKI – przyp. tłum.) sekretne porozumienie z Sukarno by zamordować nieposłusznych generałów. Nieszczęśliwie dla nich Nasution uciekł i wezwał swoje oddziały. Pałacowa rewolucja rozpadła się w mgnieniu oka.
Wzbierająca reakcja
Elementarną regułą strategii rewolucyjnej jest założenie, że to dobrze, gdy druga strona uderzy pierwsza, gdyż usprawiedliwione zostają nasze własne działania jako podjęte w samoobronie. PKI swoją przestępczą polityką zamiast trzymać generałów z dala od władzy podała im ją na talerzu.
Prowokacyjne działania nędznej „Rady Rewolucyjnej” okazały się doskonałą bronią włożoną w ręce Nasutiona. Podburzyły również muzułmańską reakcję. Siedziba PKI w Dżakarcie została zdobyta szturmem i spalona przez wielotysięczny tłum młodzieży, skandujący „Zabić Aidita!” Motłoch opanował ulice, rozklejając plakaty głoszące „Zniszczyć komunistów!”. Tłum zgromadzony pod ambasadą amerykańską wołał „Niech żyje Ameryka!”. Masowy wiec, w którym uczestniczyło 500 tys. osób, domagał się podjęcia działań przeciwko wszystkim zaangażowanym w „Ruch 30 Września”. Zabójstwo sześciu generałów i bezsensowne zamordowanie sześcioletniej córki Nasutiona zostały wykorzystane do podsycenia płomieni reakcji. Żądania wysuwane przez wspomnianą demonstrację pod adresem rządu (tzn. Nasutiona) pokazują, że program reakcji zdążył się już wykrystalizować:
1. dymisja wszystkich komunistycznych ministrów zaangażowanych w przewrót 30 września.
2. podjęcie działań przeciwko zabójcom sześciu oficerów.
3. delegalizacja wszystkich komunistycznych mediów i organizacji związanych z PKI lub z nią sympatyzujących.
4. delegalizacja samej PKI.
Nie potrwa długo nim reakcyjni generałowie – oczywiście z wielką niechęcią – podporządkują się naciskom i żądaniom motłochu. Powyższy program zaś zostanie wprowadzony w życie.
A co robi PKI? Zamiast podjąć energiczną ofensywę przeciwko reakcji, co nawet teraz, 5 minut przed północą, mogłoby ocalić partię, kierownictwo klęczy przed Sukarno. Podczas gdy komuniści walczą z reakcyjnym motłochem, PKI kontynuuje obecność w rządzie Sukarno, popiera jego demagogiczne hasła „jedności narodowej”, powrotu do dawnej stabilności itp. Co niepokojące jednak, Aidit zniknął.
Aidit może się ukrywać, ale nie ma takiego miejsca, gdzie ukryłyby się 3 miliony komunistycznych robotników i chłopów, którzy znaleźli się na łasce reakcji. Wbrew tchórzliwym apelom kierownictwa potężne masy komunistów ruszyły do akcji. Powstanie na centralnej Jawie rozszerzyło się na Sumatrę i wciąż rośnie. Indonezja rozpada się na kawałki. „The Daily Telegraph”, mając pewien wgląd w sytuację, przeanalizował ją w artykule opublikowanym 12 października pt. „Wojna domowa w Indonezji”: „Jest oczywistym, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia, że nie mamy do czynienia z kolejnym przewrotem pałacowym, wstrząsającym Republiką Dr Sukarno, ale ze wzbierającą wojną domową. Kraj konfliktu popadł w konflikt sam ze sobą. Trzy głowy smoka: muzułmanie, nacjonaliści i komuniści kąsają się nawzajem, a walki przeniosły się z Jawy na Sumatrę. Od dawna tlące się zarzewie rywalizacji tych sił, ponad którymi dr Sukarno tak długo panował, w końcu rozgorzało płomieniem. Jeśli armia nawet podejrzewała komunistyczny zamach stanu, pewnym jest, że została zaskoczona jego niespodziewaną bezwzględnością i zdezorganizowana utratą sześciu generałów. Pewnym jest teraz, że dr Sukarno znajduje się pod wojskową protekcją, którą tak długo tolerował dla powstrzymywania komunistycznej partyzantki i wreszcie porzucił pozory, że jego Nassakom (tak w oryginale; Nasakom – polityczna koncepcja wylansowana przez Sukarno, zakładająca zmieszanie nacjonalizmu, islamu i komunizmu, oraz wciągnięcie przedstawicieli armii, muzułmanów i PKI do jednego rządu; nazwa pochodzi od słów: NASionalisme – nacjonalizm, Agama – religia, i KOMunisme – komunizm – przyp. tłum.) lub Zjednoczony Front wciąż istnieją.”
Zachowanie liderów PKI było tchórzliwe do samego końca. Do ostatniej chwili przed zmianą stron przez Sukarno, utożsamiali się z nim i jego demagogicznymi apelami o jedność narodową. Bardziej niż prawdopodobne, że wciąż to robią. Zachowują się niczym kundel, który liże dłoń swojego pana po tym, gdy ten go zbił.
Tam, gdzie w ramach wojny domowej trwa otwarta walka o zdobycie władzy państwowej wszelkie przypadki „umiarkowania” czy „drogi pośredniej” nie mają racji bytu. Jeśli Sukarno na koniec wojny domowej pozostanie u władzy, to nie na tej samej podstawie co dotychczas. Nie będzie już jednoosobowym dyktatorem, utrzymującym się na szczycie dzięki balansowaniu ponad klasami, ale stanie się marionetką generałów. Stary ład jest nieodwołalnie stracony. Liderzy PKI wykazali tak swoją głupotę jak i reakcyjność wzywając do jego przywrócenia.
Jednakże, w żadnym wypadku nie można uznać za pewnik, iż ta rewolta zostanie zdławiona. Prawda, przywódcy PKI wciąż nie wezwali do powstania. Ale masy związane z Partią reagują spontanicznie na zagrożenie ze strony reakcji. Wielka liczebna siła PKI, a także całkowity rozkład indonezyjskiego społeczeństwa, mogą przynieść zwycięstwo. Nie jest niemożliwe, żeby kierownictwo PKI, lub jakaś jego część, zdało sobie sprawę z daremności prób wskrzeszenia status quo i poparło przejście do masowego powstania. Gdyby tak się stało, z pewnością przybrało by ono postać przewlekłej wojny partyzanckiej – klasycznej broni stalinistów w rewolucjach kolonialnych.
Jednakże, co bardziej prawdopodobne, przywódcy PKI będą kontynuować swoje dotychczasowe, wprowadzające zamęt działania do gorzkiego i krwawego końca. Niezależnie czy będą aktywnie zniechęcać członków Partii do podejmowania walki, w tchórzliwej i trochę utopijnej próbie ułagodzenia sił reakcji, czy też na pewien czas udzielą swojego poparcia dla wojny partyzanckiej, lub nawet strajku generalnego, nie z celem przejęcia władzy, lecz wyłącznie dla zapewnienia sobie silniejszej pozycji w sekretnych negocjacjach z Nasutionem i/lub Sukarno.
Jak by nie było, fatalna polityka stalinowskiego kierownictwa w Indonezji niewątpliwie doprowadzi do powszechnego rozwiania się nadziei mas w tym kraju. Seria porażek obecnego ruchu rewolucyjnego poprzedzi okres militarystycznej reakcji, bazującej na apatii i rozczarowaniu mas zwolenników PKI. Taka klęska będzie miała również negatywny wpływ na morale robotników i chłopów Malezji. Nie bez przyczyny „Daily Telegraph” wyraził niewątpliwą satysfakcję z chaosu w Indonezji. Porażka indonezyjskiego proletariatu to najlepszy sposób na wzmocnienie rozpadającego się gmachu państwa malezyjskiego.
Pojawiając się w tym samym momencie co zdradziecka polityka Pekinu, wspierającego reakcyjny, feudalny Pakistan w wojnie z Indiami, indonezyjskie doświadczenie musi posłużyć jako ostrzeżenie dla tych robotników, którzy dali się omamić „rewolucyjnej” retoryce chińskiego stalinizmu. Znaczącym jest fakt, że jedyną reakcją chińskiej biurokracji na wydarzenia w Indonezji były „serdecznie pozdrowienia” wysłane Sukarno na wieść, że wreszcie wyszedł z ukrycia.
Wszystkie teorie, programy i koncepcje polityczne prędzej czy później znajdują swój wyraz w praktyce. Kwestia poprawności stalinowsko-mienszewickiej koncepcji rewolucji kolonialnej nie jest czysto akademicka, lecz praktyczna. Doświadczenie stalinowskiej polityki w całej serii rewolucji niezbicie dowodzi jej kontrrewolucyjnej natury. Program rewolucyjnego marksizmu nie jest czysto abstrakcyjny, lecz stanowi efekt setek lat doświadczeń walki klasowej proletariatu. Dla marksistów lekcje, jakie wyciąga się z porażek, są nawet bardziej istotne od tych, jakich dostarczają zwycięstwa. Robotnicy uczą się na podstawie własnych błędów, ale tylko w sytuacji, gdy doświadczenia te są cierpliwie analizowane i wyjaśniane przez rewolucyjną awangardę. Wystawienie na światło dzienne praktycznych efektów stalinizmu stanowi wyłącznie pozytywny krok na długiej drodze rewolucyjnej edukacji robotników wszystkich krajów. Zadaniem rewolucyjnych marksistów w tym kraju (Wielkiej Brytanii – przyp. tłum.) jest skrupulatnie wyłożyć naukę, jaka płynie z wydarzeń w Indonezji dla brytyjskiego ruchu robotniczego.
Alan Woods
Perspektywy, październik 1965