Prawem rewolucji jest, iż w decydującym momencie, gdy na porządku dziennym staje kwestia przejęcia władzy, kierownictwo partii rewolucyjnej zaczyna odczuwać presję obcych klasowo wpływów, presję burżuazyjnej „opinii publicznej”, a nawet zacofanych warstw klasy robotniczej. Bolszewiccy przywódcy w Piotrogrodzie w lutym 1917 r. byli zdecydowanie bardziej doświadczeni od liderów komunizmu węgierskiego w marcu 1919 r., a mimo to Kamieniew i Stalin, pod wpływem ogromnej presji, przyjęli linię „najmniejszego oporu”, namawiając do poparcia Rządu Tymczasowego i zjednoczenia z mienszewikami.
[Source]
Obawa przed znalezieniem się w „izolacji”, przed byciem postrzeganym przez masy jako „rozłamowcy” czy też „sekciarze”, staje się potężnym ciężarem spoczywającym na barkach rewolucyjnego kierownictwa. Tylko jasny obraz procesu rewolucyjnego dostarczyć może solidnych podstaw dla oparcia się tym naciskom. Młodzi i niedoświadczeni liderzy węgierskich komunistów, którym brakowało niezbędnego politycznego wyrobienia i zdecydowania, zawahali się i stracili głowę.
Gdyby zachowali niezależność, idąc za radą Lenina i oferując socjaldemokratom aktywny sojusz, a następnie cierpliwie pracowali na rzecz przekonana socjaldemokratycznych robotników co do poprawność komunistycznych idei i programu, bez problemu pozyskaliby poparcie większości robotników, a także oddanych socjalizmowi działaczy socjaldemokratycznych, izolując i wykluczając skorumpowanych karierowiczów. To pragnienie znalezienia „drogi na skróty” uniemożliwiło partii komunistycznej osiągnięcie tego celu.
Nowy robotniczy rząd na Węgrzech miał szereg atutów. Rewolucja, wbrew wszystkim argumentom podnoszonym przez reformistów odnośnie stosowanej przemocy, była całkowicie bezkrwawa. Burżuazja była zbyt zdemoralizowana i wstrząśnięta by stawiać opór. Masy ludności niewątpliwie utożsamiały się z nową władzą, nie tylko robotnicy i biedota chłopska, ale – inaczej niż w Rosji – także duża część inteligencji, która, częściowo z uwagi na stare narodowe rewolucyjne tradycje, popierała rewolucję.
Z drugiej strony, Węgierska Republika Rad narodziła się w krytycznej chwili w życiu światowego imperializmu. Same fundamenty systemu zdawały się walić w gruzy pod potężnymi ciosami rewolucji. Rok 1919 był znamienny w historii ludzkości. Po rewolucyjnych wystąpieniach w Berlinie w styczniu, także Austria weszła na drogę rewolucji. Krótkotrwała republika radziecka została proklamowana w Bawarii (Bawarska Republika Rad istniała niecały miesiąc: od 6 kwietnia do 3 maja 1919 roku, została stłumiona siłami Reichswehry, wysłanej przez socjaldemokratyczny rząd Niemiec; setki osób zamordowano, a przywódca republiki – Eugen Levine – został osądzony i stracony – przyp. tłum.).
We Francji okresowi demobilizacji armii towarzyszyło ogromne napięcie. W Brytanii radykalny ruch związkowy (tzw. Shop Stewards Movement) i Potrójny Sojusz (ang. Triple Alliance – powstałe w 1914 roku porozumienie związków zawodowych górników, kolejarzy i dokerów – przyp. tłum.) znajdowały się u szczytu swojej potęgi. Miała miejsce walka o 40-godzinny tydzień pracy oraz kampania „Ręce Precz od Rosji”, bunty w armii oraz rewolta nad Clyde (mowa o wystąpieniach robotniczych w okolicach Glasgow w Szkocji, położonych nad rzeką Clyde – przyp. tłum.).
W ciągu tego roku doszło do wielkich ruchów strajkowych w Holandii, Norwegii, Szwecji, Jugosławii, Rumunii, Czechosłowacji, Polsce, Włoszech, a nawet w Stanach Zjednoczonych. Z właściwym programem i orientacją węgierska rewolucja mogła rozniecić płomień powstania w sercu Europy, z czego stratedzy imperializmu aż nazbyt dobrze zdawali sobie sprawę.
Niestety, przywódcy węgierskich komunistów popełnili szereg błędów, które w konsekwencji przypieczętowały los rewolucji. Jak już wskazano wyżej, partia (komunistyczna – przyp. tłum.) miała całkowicie błędny program agrarny. Teraz wdrożono go w życie. Z 9 milionów obywateli Węgierskiej Republiki Rad, 4,4 miliona pracowały na roli. W kraju było 5 tysięcy wielkich latyfundystów (1% całości), którzy posiadali więcej ziemi niż pozostałe 99%. Na wsi żył 1 milion „wiejskich proletariuszy”, około 700 tysięcy małych rodzin chłopskich, więcej niż 100 tysięcy średnich gospodarstw (11,7% całości) i blisko 70 tysięcy gospodarstw kułackich (8% wszystkich). Prawidłowa polityka w kwestii agrarnej byłaby w stanie i powinna była pozyskać zdecydowaną większość chłopów dla rewolucji.
W Rosji dekret o ziemi był jednym z pierwszych aktów wydanych przez bolszewików po przejęciu władzy. Na Węgrzech nowemu rządowi zajęło dwa tygodnie by opublikować taką ustawę – bardzo długi okres w perspektywie sytuacji rewolucyjnej, co dostarczyło kontrrewolucyjnym elementom na wsi doskonałej sposobności do szerzenie alarmujących plotek i antysocjalistycznej propagandy. Gorzej jeszcze, ultralewicowa niecierpliwość węgierskich komunistów pogrążyła sprawę reformy rolnej.
Bela Kun i jego towarzysze patrzyli na kwestię chłopską przez wąski, „ekonomiczny” pryzmat. Nie rozumieli dialektycznej natury relacji pomiędzy proletariatem a chłopstwem i podejrzliwie spoglądali na bolszewicką politykę rozdawania ziemi chłopom, co na krótką metę wzmocniło siłę drobnych posiadaczy, ale co jednocześnie pozwoliło zgromadzić masy biedoty wiejskiej pod sztandarem socjalistycznej rewolucji. „Tibor [Szamuely] i ja – pisał Bela Kun po upadku węgierskiej rewolucji:
wierzyliśmy, że nasza polityka rolna jest sprytniejsza niż ta wdrożona przez rosyjskich bolszewików, gdyż nie dzieliliśmy wielkich majątków pomiędzy chłopów, ale ustanawialiśmy w nich socjalistyczny sposób produkcji, opierając się na robotnikach rolnych i nie zmieniając ich we wrogów proletariatu, z uwagi na fakt, że nie zmieniliśmy ich we właścicieli ziemskich.”
(Tibor Szamuely, 1890-1919, węgierski rewolucjonista i dziennikarz, zastępca Ludowego Komisarza Wojny, a następnie Ludowy Komisarz Edukacji w rządzie Węgierskiej Republiki Rad; współuczestniczył w powołaniu Związku Spartakusa w Niemczech, na Węgrzech organizował walkę z kontrrewolucją, w związku z czym powiedzieć miał: „Eksterminujemy całą burżuazję, jeśli będziemy musieli!”; po upadku rewolucji próbował zbiec do Austrii; zatrzymany na granicy popełnił samobójstwo, choć według innej wersji został zastrzelony przez strażników granicznych – przyp. tłum.).
Niecierpliwość i impresjonizm liderów partii komunistycznej doprowadziły ich do wyolbrzymienia i wyidealizowania elementów „socjalistycznej świadomości”, występującej rzekomo wśród węgierskich chłopów, bardzo podobnie do rosyjskich narodników wiek wcześniej. Tibor Szamuely dał wyraz tym złudzeniom na spotkaniu w Rosji w maju 1919 r., gdzie w przemowie przedrukowanej potem przez gazetę „Izviestia” z dnia 5 maja powiedział: „Idea organizowania się w komuny spotyka się z największą sympatią. Pośród węgierskich chłopów nie ma nikogo, kto chciałby walczyć przeciwko tym pomysłom.”
„Natychmiastowy socjalizm”
W rzeczywistości, ze względu na zupełnie inny sposób życia i inną rolą w procesie produkcji, chłopstwo jest spośród klas społecznych najmniej zdolne do rozwinięcia zbiorowej świadomości. Niektórzy węgierscy komuniści zdawali się rozumieć to lepiej niż Bela Kun. W artykule opublikowanym pierwszy raz w periodyku Międzynarodówka Komunistyczna Laszlo Rudas wskazał, że biedne i średniozamożne warstwy chłopstwa „są w najlepszym razie obojętne na los dyktatury proletariatu.”
Ta obserwacja nie musi być jednak prawdziwa w każdej sytuacji. Dlaczego rosyjscy biedni i średni chłopi nie byli obojętni na los państwa robotniczego? Otóż rozdanie przez bolszewików ziemi chłopom sprawiło, że ci ostatni zdawali sobie sprawę, iż broniąc państwa proletariackiego bronią własnych gospodarstw przeciwko obszarnikom, wspierającym Białych. „Socjalistyczna świadomość” nie miała z tym nic wspólnego.
I tak bolszewicy, prowadzeni przez Lenina i Trockiego, w umiejętny sposób wykorzystali kwestię agrarną do pozyskania wielomilionowych mas chłopskich dla rewolucji socjalistycznej. Zamiast obrócić chłopów we wrogów, bolszewicka reforma rolna zamieniła ich w entuzjastycznych obrońców rewolucji. Bez tego sojuszu bolszewicy nie przetrwaliby wiele dłużej niż Węgierska Republika Rad.
Stanowisko przywódców socjaldemokracji w tej kwestii było jeszcze gorsze. „Nepszava”, organ zjednoczonej partii, ale kontrolowany przez socjaldemokratów, pisał:
„Możemy być dumni z rozwiązania kwestii agrarnej… Byliśmy w stanie uporać się z tym problemem dzięki korzystnym okolicznościom. W naszym kraju socjalistyczna produkcja rolna nie jest żadną utopią. Spora część ziemi uprawnej została skolektywizowana” (wydanie z dnia 6 czerwca 1919 roku).
W rzeczywistości ci konserwatywni biurokraci drżeli na samą myśl o jakiejkolwiek samodzielnej inicjatywie mas. Dla tego elementu głoszona przez Marksa i Engelsa, a wprowadzona w życie przez bolszewików, koncepcja „wojny chłopskiej” jako sojusznika rewolucji proletariackiej, stanowiła bluźnierstwo. Ukryci za plecami komunistów biurokraci ci udzielili swojego poparcia dla kolektywizacji, ale nie z rewolucyjnego entuzjazmu, tylko by uniknąć „zamętu” na wsi.
Wdrożyli oni reformę rolną w najbardziej biurokratyczny z możliwych sposób, pozbawiając ją jakiejkolwiek rewolucyjnej treści i niwecząc efekt, jaki mogłaby wywrzeć. W głębi serca socjaldemokraci sprzeciwiali się konfiskacie ziemi – wiele lat później hrabia Korolyi ujawnił, że reformie rolnej sprzeciwiali się nie tylko obszarnicy i Kościół, ale także liderzy partii socjaldemokratycznej. Rezultatem było niepowodzenie reformy. Na czele kolektywnych gospodarstw postawiono „komisarzy ds. produkcji”. W wielu przypadkach komisarzem zostawał nie kto inny tylko dotychczasowy właściciel. Mieszkał w swoim dawnym domu, a chłopi w dalszym ciągu zwracali się do niego „Jaśnie panie”.
Jak w tej sytuacji biedni chłopi i robotnicy rolni mogli żywić dla rewolucyjnego rządu pozytywne uczucia? Jak by nie patrzeć, nic w ich życiu nie uległo zmianie. To wyjaśnia „w najlepszym razie obojętność” biednego i średniego chłopstwa w stosunku do rewolucji.
Biedota wiejska nie przekonała się do nowej rzeczywistości, która dla nich wyglądała jak dotychczasowa, tyle że pod inną nazwą. Drobni posiadacze spoglądali podejrzliwie na intencje rządu i łatwo ulegli propagandzie bogatych chłopów i obszarników, że rząd zamierza wywłaszczyć także i ich ziemię. Tam gdzie polityka Lenina odniosła sukces, wbijając klin pomiędzy drobnych chłopów a kułaków, „sprytniejsza” polityka Beli Kuna osiągnęła jedynie tyle, że biedni chłopi utworzyli z kułakami wspólny blok, wrogi rewolucji.
Niepowodzenie polityki rolnej wywarło istotne skutki także na innych polach. Rząd, świadomy wrogości lub obojętności większości chłopstwa, nie czuł się dostatecznie silny by prowadzić rekwizycje zboża, jak w Rosji czynili bolszewicy. Spowodowało to poważne trudności z zaopatrzeniem miast i Armii Czerwonej w żywność i odzież w krytycznych miesiącach, jakie nadeszły. Błąd ten miał fundamentalne znaczenie.
W następnych miesiącach rząd, zamiast skoncentrować wszystkie swoje wysiłki na poszerzeniu bazy poparcia i na bezlitosnej walce z kontrrewolucją, skupiał się na różnych drugorzędnych kwestiach. Pod natarczywym naciskiem Lenina wprowadzono 8-godzinny dzień pracy, a także szereg praktycznych reform, mających na celu podnieść poziom życia ludzi.
Lecz mnóstwo czasu zmarnowano na parady, przemowy i świętowanie. W momencie, gdy siły reakcji gromadziły się na granicach oraz wewnątrz Węgier, ministrowie oddawali się setkom projektów kulturalnych. Lenin czuł się zobligowany by upomnieć Laszlo Rudasa w kwestii lekkomyślności węgierskich komunistów:
„Co za dyktaturę [proletariatu] wy tam macie, uspołeczniającą teatry i trupy muzyczne? Naprawdę myślicie, że nie ma w tej chwili istotniejszych zadań?”
(„Szabad Nep”, wydanie z dnia 21 stycznia 1949 r.)
Węgierska Republika Rad, która zdobyła władzę z łatwością, znalazła się teraz w niekorzystnym położeniu dla odparcia sił reakcji. Rząd składał się z trzynastu członków, z czego tylko czterech było komunistami. Naśladowano zewnętrzne formy rewolucji rosyjskiej (coś, przed czym Lenin przestrzegał), m.in. utworzono inspektorat chłopski, a nawet nadano Leninowi tytuł „honorowego przewodniczącego” rady delegatów Budapesztu. Z drugiej jednak strony, Armia Czerwona, powołana do życia dekretem z 30 marca, była po prostu dawną armią pod nową nazwą, znajdując się pod kontrolą socjaldemokraty Pogána i dowodzona przez oficerów dawnego reżimu (John Pepper, 1886-1938, znany również jako József Pogány, właśc. József Schwartz; przed rewolucją lewicowy socjalista; w rewolucyjnym rządzie został Ludowym Komisarzem Wojny, lecz na tle konfliktu między socjalistami a komunistami przeniesiony do Komisariatu Spraw Zagr.; po upadku Węgierskiej Republiki Rad wraz z Belą Kunem brał udział w rewolucji niemieckiej, następnie przedstawiciel Kominternu w USA; zamordowany w ramach „wielkiej czystki” – przyp. tłum.). Większość komisarzy przypisanych do jednostek była socjaldemokratami, wliczając w to naczelnego komisarza Moora.
W skład Czerwonej Milicji wchodziły całe oddziały dawnej policji i żandarmerii. W ten sposób, zamiast całkowicie zdruzgotać dawny aparat państwowy, jego kluczowe elementy przetrwały pod nowymi szyldami. Jedynie stopniowo oczyszczano wojsko i milicję z dawnych reakcyjnych elementów. Tymczasem bezcenny czas na walkę z reakcją został stracony.
Przez 133 dni swojego istnienia, Węgierska Republika Rad wydała nie mniej tylko 531 dekretów. Gdyby rewolucje wygrywano siłą wyrażoną na papierze, węgierscy robotnicy nigdy by nie przegrali. Niestety dla Beli Kuna reakcja walczyła używając prawdziwych kul a nie papierowych.
Na polu gospodarczym niecierpliwość liderów partii komunistycznej również spowodowała ogromne problemy. Po Rewolucji Październikowej bolszewicy znacjonalizowali tylko banki i wielki przemysł. Było to wystarczające dla skoncentrowania wszystkich podstawowych kół zamachowych gospodarki w rękach robotniczego państwa, a znacznie bardziej skomplikowane zadanie zintegrowania małych i średnich przedsiębiorstw w ramach sektora uspołecznionego mogło postępować w wolniejszym, bardziej uporządkowanym tempie.
Tymczasem pragnienia Beli Kuna by „wypaść lepiej” niż bolszewicy doprowadziło do tego, że węgierskie państwo proletariackie znacjonalizowało, bez odszkodowania, wszystkie zakłady zatrudniające więcej niż 50 robotników już 5 dni po zdobyciu władzy. To było zbyt wiele zbyt szybko, zwłaszcza w zacofanym kraju, gdzie wielki przemysł wciąż stanowił względnie niewielką część gospodarki.
W ciągu pierwszego miesiąca nie mniej niż 27 tys. przedsiębiorstw zostało znacjonalizowane – wiele z nich nie zatrudniało więcej niż 20 pracowników. To prawda, że inicjatywa dla tych nacjonalizacji zazwyczaj wychodziła od samych robotników. Rząd został zalany żądaniami robotników, by państwo przejęło ich zakłady. Nawet wytwórcy peruk chcieli być znacjonalizowani.
Jednakże idea przywódców węgierskiej partii komunistycznej do zaprowadzenia „natychmiastowego socjalizmu”, bez należytej staranności i rozważenia problemu przejścia od kapitalizmu do socjalizmu, wywołała poważne trudności. Bez odpowiedniego przygotowania i wystarczająco rozwiniętej technologii nacjonalizacja tysięcy małych firm stanowiła samobójstwo i przyniosła istotne osłabienie gospodarki. Rozwiązania takie jak konfiskata na mocy rządowego dekretu wszystkich taksówek w Budapeszcie i innych miastach, niezależnie od liczby pracowników, których to dotyczyło, zantagonizowała ważne sekcje klasy średniej, drobnych wytwórców i rzemieślników.
Błędy popełnione przez węgierskich komunistów poważnie osłabiły rewolucję w chwili, gdy wzrastało zagrożenie ze strony sił reakcji. Potęgi imperialistyczne, zgromadzone na paryskiej konferencji pokojowej, aż za dobrze rozumiały niebezpieczeństwo „kwestii węgierskiej”. Podniesiono możliwość zbrojnej interwencji. Lecz głęboka słabość kapitalizmu w tym momencie została ujawniona ich niemożliwością wystąpienia bezpośrednio przeciwko węgierskiej rewolucji.
Zamiast tego brytyjscy, francuscy i amerykańscy imperialiści zmuszeni byli polegać na usługach czeskiej, rumuńskiej i francuskiej (sic) burżuazji, by wykonała za nich „brudną robotę”. W dniu 16 kwietnia Rumuni rozpoczęli inwazję, która natychmiast ukazała słabość i nieprzygotowanie Węgierskiej Republiki Rad. „Armia Czerwona”, złożona z żołnierzy i oficerów starego reżimu, rozpadła się w obliczu ofensywy, a pewna liczba oddziałów przeszła na stronę wroga.
Imperializm interweniuje
Rumuńska armia wdarła się daleko w głąb węgierskiego terytorium, nie napotykając poważniejszego oporu. Oprócz tego Serbowie, zachęcani przez mocarstwa zachodnie, najechali południowe Węgry, podczas gdy „demokratyczna” czeska burżuazja przyłączyła się do ataku, wkraczając od zachodu oddziałami, na czele których stali francuscy i włoscy oficerowie.
„The Times” z dnia 7 maja 1919 roku, wyrażając cele imperialistów, żądał kapitulacji Węgier, rozbrojenia Armii Czerwonej, ustąpienia rządu i okupacji kraju przez siły sprzymierzonych. Na pierwszą oznakę niebezpieczeństwa wchodzący w skład rządu socjaldemokracji zapragnęli się poddać. Wilhelm Böhm, jeden z czołowych liderów socjaldemokracji i były dowódca Armii Czerwonej (ustąpił z naczelnego dowództwa w czerwcu 1919 roku – przyp. tłum.), przygotował plan kapitulacji.
Demoralizujące działania tych prawicowych przywódców robotniczych doprowadziły do paraliżu rządu w tym decydującym momencie. Niewątpliwie, gdyby pozostawić obronę w ich gestii, Budapeszt zostałby zajęty przez Białych bez najmniejszego oporu.
Jednakże, bohaterscy robotnicy Budapesztu raz jeszcze wzięli sprawy we własne ręce, zmuszając rząd do zmiany kursu. Na całym szeregu masowych wieców robotnicy zignorowali apele Böhma i spółki i zagłosowali za podjęciem walki. Wszystkie większe fabryki wystawiły oddziały i lotne kolumny wysyłano na front prosto z robotniczych dzielnic. W ciągu kilku dni, dzięki niesamowitej inicjatywie ludzi pracy, Armię Czerwoną zasiliły tysiące ochotników – robotników fabrycznych, kolejarzy, urzędników, listonoszy, pracowników biurowych – którzy w 24 godziny odwrócili sytuację.
Armia Czerwona została zreorganizowana na nowych podstawach. I tak, w dniu 2 marca (sic) robotnicy Budapesztu zdołali odepchnąć siły najeźdźców na całej linii frontu. W ciągu wspaniałej 7-dniowej kampanii proletariacka Armia Czerwona przeszła do ofensywy, odzyskując wiele miasteczek i wsi z rąk nieprzyjaciela, i to pomimo wszystkich przeciwności.
Armia czeska wpadła w panikę. Znaczne obszary Słowacji zostały wyzwolone i 16 czerwca proklamowano powstanie Słowackiej Republiki Rad.
Niestety, heroiczne wysiłki węgierskich proletariuszy były nieustannie podkopywane przez socjaldemokratycznych członków rządu, którzy rozpoczęli zorganizowaną kampanię krytyki przeciwko „surowym metodom” i „niepotrzebnemu okrucieństwu”. Co warto zaznaczyć, nikt nie mógłby zarzucić węgierskim robotników przesadnego okrucieństwa. Było wręcz przeciwnie.
Rewolucja była zdecydowanie zbyt wyrozumiała dla swoich przeciwników i teraz przyszło jej zapłacić za to straszliwą cenę. Domagać się rezygnacji z „surowych metod” pośrodku krwawej wojny domowej równoznacznym jest z domaganiem się kapitulacji przed wrogiem. Nawet najbardziej demokratyczny parlamentarny rząd burżuazyjny nie tolerowałby defetystycznej propagandy w czasie wojny. Mimo to węgierscy robotnicy musieli podjąć walkę na dwa fronty: przeciwko oczywistemu wrogowi klasowemu na froncie oraz przeciwko zakamuflowanym i hipokrytycznym agentom wroga, usiłującym podkopać wojenny wysiłek dzięki zajmowanym pozycjom w rządzie.
Zbyt późno przywódcy komunistów zorientowali się, jakim błędem było zjednoczenie. Bela Kun narzekał na socjaldemokratów i zaczął wysuwać pomysł rozłamu akurat w chwili, gdy najpełniejsza jedność i zdecydowanie liderów było niezbędne do prowadzenia wojny. Wewnętrzne podziały rozdzierały rząd. Socjaldemokraci stanowili większość we wszystkich, z ledwie paroma wyjątkami, kierowniczych organach „zjednoczonej” partii. Kontrolowali także „Rewolucyjną Radę Rządzącą”.
Ci skończeni karierowicze, wspierający „dyktaturę proletariatu” by chronić własne stołki, teraz nagle zmienili zdanie, nie zamierzając dalej obstawiać przegranego konia i zajęli się „budowaniem mostów” z Białymi. Ich celem było odróżnienie się najmocniej jak to tylko możliwe od „bolszewików”, których gotowi byli obwiniać za wszystko. Jednocześnie dążyli do odnowienia swoich kwalifikacji jako poważanych „demokratycznych” burżuazyjnych polityków, którzy nie mieli nigdy złych intencji i uczestniczyli w rewolucji tylko po to, by „zapobiec jej wybrykom” i zagwarantować, że cała „afera” nie wymknie się spod kontroli.
Do rozłamu nie doszło tylko dlatego, że przywódcy partii komunistycznej, pomimo nacisków ze strony Kominternu, by otwarcie zerwać z kierownictwem socjaldemokracji, zawahali się i cofnęli.
Działania socjaldemokratów w rządzie stanowiły zielone światło dla imperializmu. Z inicjatywy „trybuna ludowego” prezydenta Wilsona Konferencja Pokojowa w Paryżu, zaalarmowana sukcesami (węgierskiej – przyp. tłum.) Armii Czerwonej skierowała do Budapesztu ultimatum, żądając zatrzymania pochodu Armii Czerwonej i stawienia się rządu w Paryżu by „omówić sprawę węgierskich granic”. Po tej nocie wystosowano kolejne ultimatum, w którym grożono użyciem siły, jeśli postawione żądania nie zostaną spełnione.
Drugie ultimatum zostało wykorzystane przez Böhma i spółkę by wszcząć nową kampanię pod hasłem „pokoju za wszelką cenę”. Pod wpływem nacisków Bela Kun, grając na zwłokę, zgodził się na rozejm. W dniu 18 czerwca Lenin wysłał telegram, w którym wyjaśniał, że choć same negocjacje ze Sprzymierzonymi były i są prawidłową taktyką, by zyskać na czasie, nie należy pokładać żadnego zaufania w państwach Ententy i ich propozycjach pokojowych. W praktyce, nie było najmniejszych gwarancji, że Sprzymierzeni dotrzymają swoich obietnic, gdy ultimatum zostanie zaakceptowane.
Choć obce wojska wciąż znajdowały się na węgierskiej ziemi, zażądano by rewolucja złożyła broń mając za gwarancje jedynie świstek papieru. Pomimo to 26 czerwca zaczęły się negocjacje, a Armia Czerwona rozpoczęła odwrót.
W rewolucji, tak jak i podczas strajku, są takie momenty które mają decydujące znaczenie. Oddanie tak drogo okupionych pozycji bez choćby jednego wystrzału miało katastrofalny wpływ na Armię Czerwoną. Nieszczęsna Słowacka Republika Rad została wydana na pastwę wrogów. Na morale robotników i chłopów spadł druzgocący cios. Lenin ostrzegał przed żywieniem złudzeń co do „dobrej woli” Sprzymierzonych i teraz Węgrzy wpadli w pułapkę. Co później przyznał sam Bela Kun:
„Na manewry Clemenceau nie odpowiedzieliśmy własnymi działaniami. Nie staraliśmy się pozyskać czasu poprzez przeciąganie negocjacji. Nawet nie podjęliśmy próby skłonienia ich do podjęcia takich rozmów, lecz z miejsca spełniliśmy wszystkie żądania, bez najmniejszych choćby gwarancji, nie biorąc pod uwagę możliwości rozpadu armii podczas odwrotu.”
Rządy terroru
Los rewolucji węgierskiej został przypieczętowany. W dniu 24 czerwca w Budapeszcie doszło do próby wywołania kontrrewolucyjnego powstania, na której czele stanęli samozwańczy „narodowi socjaldemokraci”, które stłumiono jednak w ciągu 24 godzin. Wcześniej, 20 czerwca Clemenceau wystosował kolejną notę dyplomatyczną, w której wskazywał, że rząd węgierski „nie ma umocowania do prowadzenia rozmów” i zażądał utworzenia nowego rządu z wyłączeniem komunistów i złożonego z „odpowiedzialnych przywódców świata pracy”. Przywódcy partii socjaldemokratycznej ochoczo zaakceptowali to żądanie, czego można się było spodziewać (Georges Clemenceau, 1841-1929, polityk Partii Radykalnej, premier Francji w latach 1917-20, reprezentował Republikę Francuską podczas Konferencji Pokojowej w Paryżu – przyp. tłum.).
Dotychczas socjaldemokraci ukrywali się za plecami komunistów, ale teraz, gdy sytuacja się zmieniła, Bela Kun i spółka przestali być im potrzebni. I tym razem liderzy partii komunistycznej wykazali się straszliwą naiwnością i niezdecydowaniem. Zamiast podjąć walkę i ujawnić manewry socjaldemokratów (którzy, oczywiście zupełnie przypadkowo, byli w bezpośrednim kontakcie z francuską, brytyjską, włoską i amerykańską misjami wojskowymi w Budapeszcie) zgodzili się ustąpić „by zapobiec niepotrzebnemu rozlewowi krwi”.
Zamach stanu dokonał się bez jednego wystrzału. „Odpowiedzialni przywódcy świata pracy” skupili w swoich rękach całą władzę z perspektywą na oddanie jej, tak szybko jak to możliwe, obszarnikom i kapitalistom.
W takich okolicznościach Węgry znalazły się nieodwracalnie na drodze ku kontrrewolucji. Nowy socjaldemokratyczny rząd spieszył się by cofnąć wszystkie zmiany, jakie wprowadziła rewolucja. Znacjonalizowane przedsiębiorstwa zwrócono ich poprzednim właścicielom. Zdobycze robotników i chłopów zostały wymazane. Wielu komunistów aresztowano, podczas gdy elementy kontrrewolucyjne zwalniano z więzień. W swoim reformistycznym zaślepieniu prawicowi działacze robotniczy wyobrażali sobie, że poprzez takie działania przypodobają się Białym i będą mogli dzięki temu zawrzeć pokój z tryumfującą reakcją. Próżne marzenia! Z dniem 6 sierpnia nowy rząd został obalony przez grupkę wojskowych awanturników. Zdezorientowany i pozbawiony przywódców bohaterski proletariat Budapesztu nie był w stanie się temu przeciwstawić.
Wraz z wkroczeniem wojsk rumuńskich do Budapesztu rozpoczęły się rządy terroru wymierzonego w węgierską klasę robotniczą. Obszarnicy i kapitaliści pragnęli zemsty za strach, jakiego doświadczyli, i nie odczuwali żadnych oporów ani wyrzutów sumienia przed posłużeniem się „bezlitosnymi aktami okrucieństwa”. Rannych czerwonoarmistów wyciągano ze szpitali i mordowano. Biali nie cofali się przed najbardziej barbarzyńskimi, średniowiecznymi metodami tortur. W okresie tym 5 000 ludzi straciło życie. I niczym „Poncjusze Piłaci gradualizmu” ci przywódcy robotniczy, którzy tak głośno protestowali przed „nadużyciami” robotników i chłopów, teraz odwracali wzrok, usprawiedliwiając mordy i represje w najbardziej tchórzliwy sposób, w zamian za zachowanie stanowisk i przywilejów.
Klęska Rewolucji Węgierskiej 1919 r. stanowiła potężny cios dla międzynarodowej klasy robotniczej. Rewolucja rosyjska pozostała izolowana w zacofanym kraju i okoliczność ta stanowiła podstawę późniejszej degeneracji pierwszego państwa robotniczego świata. Jednakże klęska nie była nieunikniona. Pomimo trudności w bronieniu małego kraju bez naturalnych granic, prawidłowa polityka mogła przynieść zupełnie inne rezultaty. Szczególnie nieprzyjęcie prawidłowej polityki rolnej oznaczało, że rewolucja nie przemawiała w żaden sposób do chłopskich żołnierzy z rumuńskiej, czeskiej i serbskiej armii. Ale potencjał istniał. I tak, 4, 9 i 161 rumuńskie armie (sic) odmówiły walki. W czasie wojny miały miejsce poważne strajki rumuńskich robotników w Ploesti, Bukareszcie i innych miejscach. Austriacka gazeta „Deutsche Volksblatt” tak relacjonowała zniechęcenie i niezadowolenie pośród inwazyjnych wojsk:
„W armiach rumuńskiej i czeskiej ma miejsce zauważalne rozluźnienie dyscypliny, oraz szerzą się bolszewickie idee, czego przejawem jest także fakt wystąpienia robotników i chłopów Besarabii przeciwko rumuńskiemu panowaniu.”
Około 8 000 czeskich żołnierzy odmówiło walki i masowo zdezerterowało, uciekając przez Karpaty do Galicji, gdzie zostali internowani przez Polaków. Miały również miejsce przypadki fraternizacji na froncie jugosłowiańskim. To wszystko pokazuje, co byłoby możliwe, gdyby węgierscy komuniści nadali rewolucji prawidłowy program.
Dzisiaj, 60 lat później, pomimo wszystkich jej błędów, doświadczenie Węgierskiej Republiki Rad stanowi inspirację dla wszystkich myślących robotników i socjalistów. Wyłącznie poprzez analizę błędów przeszłości możliwe jest wyedukowanie nowego pokolenia i przygotowanie go do zadań, które nadchodzący okres raz jeszcze postawi przed ruchem robotniczym w Brytanii i na całym świecie.
Alan Woods
12 listopada 1979 r.