Warunki w Grecji stają się rozpaczliwe w miarę, jak bezrobocie rośnie, obcina się pensje i emerytury, zamyka się wiele małych przedsiębiorstw, a kraj zmierza ku niekontrolowanemu bankructwu. Nacisk na zwykłych ludzi pracy jest nieustanny.
Kiedy to wszystko ma miejsce UE, EBC i MFW dorzucają jeszcze ciężarów, domagając się coraz więcej „poświęceń” ze strony ludu. Swoją polityką popychają nieuchronnie kraj ku rewolucji. Pytanie nie brzmi „czy”, ale „kiedy” wybuchnie grecka rewolucja. Wszystko może ją wzniecić.
Grecja znajduje się w głębokiej depresji, wkraczając w piąty rok recesji. Wiele sklepów zostaje zamkniętych; inne sprzedają z rabatami, aby sprzedać swój towar w sytuacji, gdy ludzie muszą zaciskać pasa, aby przetrwać. Na ulicach widzi się biednych grzebiących w śmieciach w poszukiwaniu skrawków jedzenia, aby zaspokoić głód. Rośnie liczba bezdomnych. Wśród bezdomnych są teraz ludzie, którzy jeszcze do niedawna cieszyli się przyzwoitym poziomem życia i którzy w życiu nie spodziewali się znaleźć w tak rozpaczliwej sytuacji.
Opieka społeczna i służba zdrowia chylą się ku upadkowi, w miarę jak zaopatrzenie w szpitalach i klinikach kurczą się z braku środków. Sytuacja jest tak zła, że rodziny robotnicze, które straciły pracę, straciwszy związaną z nią opiekę zdrowotną, w niektórych przypadkach nie szczepią dzieci, ponieważ nie ich już na to nie stać.
A głosowanie parlamentarne w ostatnią niedzielę za ostatnim Memorandum tylko dodaje cierpień. Obcięło ono średnie roczne dochody o równowartość trzymiesięcznego wynagrodzenia. Tym co teraz dodaje zniewagę do szkody, jest to, że po wszystkich napięciach wywołanych przez ostatnią rundę działań oszczędnościowych żądanych przez niesławną Trojkę (UE, EBC i MFW), UE postawiła pod znakiem zapytania, czy Grecja w ogóle otrzyma pomoc. Tym samym ludzie po straszeniu widmem niekontrolowanego i bezładnego bankructwa, jeśli nie zaakceptują surowych działań oszczędnościowych, teraz i tak stoją wobec perspektywy bankructwa i to w bliskiej przyszłości!
Trojka zażądała, aby grecki rząd znalazł dodatkowe 325 mln euro oszczędności. „Znaleziono” je w formie 10-20% obcięcia tzw. „pensji specjalnych” (policjantów, lekarzy, personelu dyplomatycznego itp.), 50 mln euro z dodatkowych cięć w służbie zdrowia i prawdopodobnie ok. 75 mln euro z dodatkowego obcięcia emerytur.
Jakby tego było mało zażądano pisemnych przyrzeczeń od przywódców dwóch partii rządowych, że warunki Memorandum będą respektowane po wyborach. Papandreou i Samaras, niczym tresowane cyrkowe pieski, wykazali się posłuszeństwem i kiedy kazano im podskoczyć, wykonali podwójne salto w tył przez płonące obręcze. Ale to nie wystarczy!
UE zwlekała z najnowszym planem ratunkowym w wysokości 130 mld euro, co wskazuje na to, że europejska burżuazja nie wierzy już, że Grecja spełnia wymagania do uzyskania pomocy. Część europejskiej burżuazji otwarcie mówi o nieprzyznawaniu pomocy i pozwoleniu Grecji na pójście na dno. Inna część jest przygotowana rozważyć dalszą pomoc, ale na bardzo surowych warunkach. Proponuje ona danie Grecji tylko części tej kwoty (15 mld euro), aby pozwolić Grecji spłacić obligacje warte ponad 14 mld euro, których termin odnowienia upływa 20 marca, i wstrzymanie reszty do wyborów spodziewanych w kwietniu. W ten sposób mieliby większy wpływ na każdy rząd wyłoniony w takich wyborach.
Holenderski minister finansów Jan Kees de Jager powiedział otwarcie: „Najlepiej mieć do czynienia z przywódcami, którzy wiedzą, że będą popierać pakiet pomocowy po wyborach. Z tego powodu lepiej poczekać do wyborów. Wtedy można negocjować to zobowiązanie z nowym rządem”.
W zasadzie oznacza to trzymanie kraju jako zakładnika, karząc greckim wyborcom wybrać rząd przygotowany do prowadzenia działań zgodnie z Memorandum, bo w przeciwnym razie…! Nawet wtedy jakakolwiek pomoc pieniężna byłaby umieszczona na specjalnym koncie, którego używano by jedynie do obsługi greckiego długu, a nie na żadne normalne wydatki publiczne. Trojka domaga się również swego rodzaju misji w Atenach obdarzonej władzą wykonawczą, aby nadzorować wprowadzanie cięć oszczędnościowych. Szef Eurogrupy Juncker mówił o trojce utrzymującej stałą obecność w Atenach w celu „wzmocnienia nadzoru nad programem”.
Pomysł, że Grecja powinna opuścić strefę euro – a być może nawet samą UE – zyskuje poparcie europejskiej burżuazji, zwłaszcza Niemiec i ich satelitów, takich jak Holandia, Austria i Finlandia. Powodem tego jest to, że wierzą iż a) Grecja nie będzie w stanie uporządkować swoich finansów oraz b) wprowadzili środki i mechanizmy – tzw. „zaporę ogniową” – aby uniknąć zakażenia od greckiego upadku. Ponieważ wiele banków europejskich, zwłaszcza francuskich i niemieckich, są mocno narażone na kontakt z greckim długiem, upadek Grecji oznaczałby poważny kryzys bankowy w całej Europie.
W nawiązaniu do tych środków w porozumieniu przegłosowanym przez grecki parlament w zeszłą niedzielę znajduje się klauzula, która mówi, że Grecja musi zapewnić lepsze gwarancje dla swoich wierzycieli na wypadek jej bankructwa. Uczyniono tak, zgadzając się, że nowe obligacje, które otrzymaliby wierzyciele w zamian za znaczną redukcję wartości, podlegałyby prawu angielskiemu. W praktyce oznacza to, że wierzyciele mogą domagać się spłaty należności z greckich dóbr publicznych. Oznacza to zniszczenie tego, co pozostało z greckiej „suwerenności”. Jej dobra zostaną rozgrabione przez banki i inwestorów zagranicznych, a lud zostanie z niczym.
Ironia całej sytuacji polega na tym, że środki oszczędnościowe narzucone przez trojkę są głównym czynnikiem pchającym Grecję ku głębokiej depresji i tym samym zwiększającym stosunek długu do PKB. Jak wyjaśniliśmy, Grecja jest już w recesji piąty rok. W samym tylko 2011 roku PKB spadło o 6,8%. Zanim ogłoszono ostatnią rundę środków oszczędnościowych, prognozowano, że grecka gospodarka skurczy się o kolejne 3,5%, ale memorandum przegłosowane przez grecki parlament doda kolejne 3 punkty procentowe do tego spadku, doprowadzając do ogólnego skurczenia się o prawie 7% w 2012 roku.
Z PKB zmniejszającym się tak dramatycznie wszelkie prognozy zmniejszenia greckiego stosunku długu do PKB są nie do zrealizowania. Im większe cięcia, tym mniejsze przychody państwa i tym mniejszy PKB oraz tym większy stosunek długu do niego! W 2009 roku, na początku kryzysu, stosunek długu do PKB wynosił 113%, teraz wynosi ponad 160%. Oznacza to, że nie ma sposobu na uniknięcie przez Grecję bankructwa.
Nawet kredyt na 130 mld euro, który przygotowywano dla greckiego rządu, nie był przeznaczony na wydatki publiczne, tj. emerytury, płace w sektorze publicznym, służbę zdrowia i edukację. Cała suma przeznaczona bezpośrednio do rąk banków, 39 mld euro dla banków greckich, 30 mld euro dla banków zagranicznych i reszta na spłatę wygasających greckich obligacji.
Zmierzamy bardzo szybko ku upadku gospodarki greckiej. Wraz z tym nastąpi zatrzymanie przychodów państwa w ciągu następnych 2 lub 3 miesięcy. Wczoraj Instytut Badań GSEE (Konfederacji Związków Zawodowych Sektora Prywatnego) opublikował dane wskazujące, że do czerwca br. państwu greckiemu zabraknie pieniędzy na wypłacenie emerytur i że będzie musiało obniżyć emerytury o kolejne 30-40%. Ironia polega na tym, że im bardziej państwo zaciska pasa, tym mniejsze ma dochody. Przychody z podatków spadają cały czas, w miarę jak ludzie tracą pracę. System ubezpieczeń społecznych, do którego robotnicy wpłacają składki, ma stracić kolejne 2 mld euro, ponieważ coraz więcej robotników traci pracę.
Niemiecka burżuazja, obserwując ten scenariusz, widzi, że grecka gospodarka jest niszczona i nie ma perspektyw poprawy. Dlatego nie widzi żadnej gwarancji spłaty przyszłych kredytów i poważnie rozważa wyrzucenie Grecji ze strefy euro w ciągu następnych kilku miesięcy. Presja w tym kierunku jest szczególnie silna ze strony niemieckich satelitów, takich jak Holandia i Austria.
Wierzą, że mogą to zrobić teraz, kiedy wprowadzili wspomniane wyżej mechanizmy, aby uchronić się przed europejskim kryzysem bankowym wywołanym opuszczeniem strefy euro przez Grecję. Jednak igrają z ogniem, ponieważ tak optymistyczne perspektywy nie mają podstaw w rzeczywistości. Upadek Grecji oznaczałby umieszczenie na linii ognia Portugalii, potem Irlandii, a potem Włoch i Hiszpanii. Potem nie byłoby „zapory ogniowej”, która zatrzymałaby falę narodowych bankructw pochłaniającą duże części Europy. Problem jest taki, że nie mogą też zostawić spraw tak jak są, ponieważ Grecja i tak upadnie, czy to będzie w najbliższych miesiącach, czy trochę później. Tok myślenia jest taki: po co udzielać jeszcze więcej kredytów, które i tak nie zostaną spłacone, skoro Grecja i tak upadnie?
Ta zmiana zdania, zwłaszcza wśród niemieckiej burżuazji, powoduje również zmianę zdania wśród burżuazji greckiej. Odzwierciedleniem tego jest uwaga greckiego prezydenta o Niemczech obrażających naród grecki. Dopóki uważała, że główne mocarstwa europejskie jej pomogą, grecka burżuazja śpiewała jedną piosenkę, ale teraz melodia się zmieniła. Greckie media burżuazyjne pełne są głosów o Niemcach „naciskających” na „dumny kraj”, jakim jest Grecja.
Gniew greckiej burżuazji jest zrozumiały, ponieważ uważa, że inni popychają Grecję ku rewolucji. Karatzarefis, przywódca prawicowej partii LAOS, która do niedawna wchodziła w skład rządu Papademosa, stwierdził, że z powodu polityki Merkel Grecja stanie się pierwszym ogniwem „rewolucji europejskiej”, dodając, że „Grecja zapłonie płomieniem rewolucji europejskiej”. A także wyjaśnił, że jest to powodem, dla którego wystąpił z koalicji rządowej. Odzwierciedla to również fakt, że chce on odebrać głosy, które stracił na rzecz jawnie neonazistowskiego Złotego Świtu z powodu swojego uczestnictwa w rządu Papademosa. Złoty Świt ma teraz 3% w sondażach.
W rzeczywistości wszystkie partie, które uczestniczyły w rządzie Papademosa, tracą poparcie wyborców. Sam Papademos jest postrzegany przez 80% ludności, wg ostatniego sondażu, jako służący jedynie interesom bankierów. PASOK spadł w sondażach do ok. 8-9%, Nowa Demokracja spadła do 27% w porównaniu z zeszłotygodniowymi 31%. W rzeczywistości PASOK się rozpada. W zeszłą niedzielę jego 22 parlamentarzystów głosowało przeciw Memorandum i należycie zostało wyrzuconych z partii. Ale wśród tej dwudziestki dwójki znajduje się dwóch kandydatów na przewodniczącego partii po tym, jak Papandreou zaoferował swoją rezygnację.
Oznacza to, że partie, które składały się na koalicję popierającą rząd Papademosa, niekoniecznie zdobędą wystarczającą liczbę głosów, aby uformować rząd. To tłumaczy, dlaczego grecka burżuazja stawia na Kouvelisa, przywódcę Lewicy Demokratycznej. Partia ta, która nie istnieje, jeśli brać pod uwagę masowe członkostwo, jest niewielką prawicową grupą rozłamową z Synaspismos. Jej przywódcy liczyli, że zaoferują PASOK swoich parlamentarzystów w zamian za miejsce w rządzie. Jak się okazało, PASOK nie potrzebowała ich parlamentarzystów i tym samym Lewica Demokratyczna pozostała w „opozycji”. Dzięki temu partia radzi sobie dość dobrze w sondażach, między 15 i 18% wg różnych sondaży. Wywierana jest teraz presja na Kouvelisa, aby był „odpowiedzialny” i zaoferował greckiej burżuazji pomoc w potrzebie.
Wybory mają się odbyć w kwietniu, ale mówi się nawet o przełożeniu ich. Schäuble, niemiecki minister finansów, zadaje pytanie oto, co zrobiłaby grecka lewica i nie będąc pewnym, czy otrzyma od lewicy przyrzeczenie kontynuowania polityki zaciskania pasa, spekulował, czy wybory w ogóle powinny się odbyć. Zamiast tego niektórzy burżuje rozważają w pełni „technokratyczny” rząd jak ten we Włoszech, który powinien przejąć władzę do końca roku i spełniać wszystkie żądania trojki.
Jednak inna część burżuazji rozumie, że im dłużej odwlekać się będzie wybory, tym silniejsza będzie lewica, ponieważ następuje silna polaryzacja społeczeństwa w wyniku tych samych środków, których domaga się trojka.
W tych warunkach masy chcą wyborów jak najszybciej. Chcą wykopać obecną bandę, którą postrzegają jako reprezentantów interesów bankierów i zagranicznych inwestorów. W tej sytuacji, jeśli przełoży się wybory, możemy być świadkami spontanicznego powstanie oznaczającego początek rewolucji, przed którą ostrzegał Karatzaferis.
Jeśli wybory będą miały miejsce, co wydaje się najbardziej prawdopodobną perspektywą – a Grecja pozostanie w strefie euro – zobaczymy kampanię wyborczą, podczas której media będą próbowały przerazić Greków ideą, że jeśli zagłosują na lewicę, zagłosują za natychmiastową zapaścią, bankructwem i upadkiem gospodarki. W ten sposób chcą zminimalizować wzrost lewicy i zmusić wystarczająco dużo ludzi do głosowania na partie, które chcą wykorzystać w tworzeniu przyszłej koalicji rządowej. Z powodu słabości i dezorientację, co do stanowiska lewicy , może to się udać na krótką metę i mogą zlepić jakąś słabą koalicję burżuazyjną.
Nowa Demokracja może dostać 25-30% głosów, PASOK prawdopodobnie około 8-9%, jeśli pozostanie zjednoczoną siłą, LAOS ok. 5-6% (które zostanie zmuszone do powrotu do rządu), a niewielki Sojusz Demokratyczny Bakoyanisa, jeśli zdobędzie wystarczającą liczbę głosów, aby dostać się do parlamentu, również doda swoją skromną siłę. Nie jest jasne, czy partie utworzone przez parlamentarzystów wyrzuconych z PASOK i ND będą reprezentowane. Z prognoz wynika, że Lewicy Demokratycznej udałoby się dostać. Jednak taki rząd byłby słaby i niestabilny.
Biorąc pod uwagę ogólną pozycję finansową kraju, taki rząd zostałby powołany, aby zorganizować wyjście Grecji z [strefy] euro połączone z powrotem do zdewaluowanej drachmy. Zostałoby to zaprezentowane jako tymczasowy środek na kilka lat, aby w tym czasie Grecja „poprawiła swoją konkurencyjność” i wczołgała się z powrotem na rynki światowe. W rzeczywistości skazałoby to Grecję na długi okres depresji gospodarczej.
Mielibyśmy do czynienia z wielką zapaścią ekonomiczną, z upadkiem wielu firm, z dalszym ogromnym wzrostem bezrobocia połączonymi z pędem do banków, co spowodowałoby wielki kryzys bankowy. Jasnym jest, że w takiej sytuacji burżuazja naciskałaby na nacjonalizację banków, a także niektórych prywatnych firm, aby spróbować powstrzymać system przed zatonięciem.
Byłoby jak w Niemczech w 1922 roku i prawdopodobnie miałoby miejsce masowe powstanie ludu. Bylibyśmy w sytuacji rewolucyjnej. Ludzie pracy doszli by do wniosku, że żądano od nich ponoszenia olbrzymich ofiar, aby uniknąć bankructwa, ale ostatecznie bankructwo i tak by nastąpiło, a całe brzemię spadłoby na barki ludu.
Wszystko to będzie miało ogromny wpływ na ruch robotniczy jako całość. Już widzieliśmy jak PASOK pod ogromną presją chwili ulega fragmentacji, a jego część może nie być przygotowana do wzięcia udziału w jakiejkolwiek przyszłej koalicji rządowej. De facto istniałyby dwa PASOKi, prawicowa wersja w rządzie i lewe skrzydło poza nim. Związki zawodowe byłyby wstrząsane od góry do dołu, z lewicowymi przywódcami dochodzącymi do głosu, a jednocześnie pojawiłyby się wszelkiego rodzaju organizacje szeregowych członków, komitety fabryczne, komitety sąsiedzkie itp.
Wstrząsnęłoby to również dwiema wielkimi siłami na lewicy, KKE i SYRIZĄ. Wielu robotników i ludzi młodych szuka w tych dwóch partiach drogi wyjścia z obecnego impasu. Problemem jest pozycja przywódców KKE, którzy odrzucają wszelkie propozycje jedności na lewicy i którzy obstają przy swoim sekciarskim stanowisku na temat organizacji osobnych wieców w oderwaniu od reszty lewicy i ruchu masowego w ogóle. Odrzucają oni wszelkie pomysły zjednoczenia z SYRIZĄ, potępiając ich jako lewicowych reformistów i ludzi, którym nie można ufać. Przywódcy KKE wzywają do „sojuszu ludzi pracy i biednych”, „sojuszu społecznego”, który walczyłby o „władzę ludową”.
To wszystko jest bardzo abstrakcyjne, podczas gdy robotnicy w Grecji szukają alternatywy dla tego rządu, a wraz z wzrostem zarówno KKE jak i SYRIZY w sondażach możliwość zjednoczenia dwóch partii w sojuszu i zakwestionowania obecnego status quo nie jest już postrzegane jako coś nierealnego i odległego. Liczby pokazują, że w Grecji ma miejsce potężne przesilenie w lewo i jeśliby lewica zjednoczyła się i stanęła do wyborów jako zjednoczony blok, ta upragniona lewicowa alternatywa stałaby się rzeczywistością i lewicowy rząd byłby możliwy. Zamiast tego, z powodu postawy przywódców KKE, lewica postrzegana jest jako sparaliżowana i niezdolna do zaoferowania alternatywy. Znajduje to odzwierciedlenie w dezorientacji mas ludzi demonstrujących na ulicach. Nie popierają oni środków oszczędnościowych, ale nie widzą alternatywy. Pozycja KKE dla wielu jawi się jako nierealistyczna i abstrakcyjna.
Jednakże jeśli KKE i SYRIZA utworzyłyby zjednoczony front oparty na poważnej socjalistycznej alternatywie wobec obecnego bałaganu i skierowałyby swoją propagandę ku robotnikom i młodzieży, którzy popierają Lewicę Demokratyczną oraz tych ciągle popierających PASOK, i jeśliby połączyły to z jednością na froncie związkowym, zdobyłyby znacznie większe poparcie, niż to którym w sondażach te partie cieszą się osobno.
Tym, co trzeba wyjaśnić greckim robotnikom i młodzieży jest to, że w ramach kapitalizmu nie ma wyjścia z kryzysu. Jeśli Grecja pozostanie w strefie euro i w UE, stanie w obliczu gospodarczej zapaści. Jeśli opuści strefę euro, również stanie w obliczu gospodarczej zapaści. Pomysł, że Grecja poza strefą euro i z zdewaluowaną drachmą mogłaby się stać znowu konkurencyjna to utopijna bajeczka. Aby Grecja stała się „konkurencyjna”, musiałaby obciąć rzeczywiste koszty pracy, co oznacza dalsze obniżenie pensji, pogorszenie warunków pracy i wydłużenie czasu pracy. Oznaczałoby to obcięcie wydatków socjalnych, cięcia w sferze edukacji, służby zdrowia i emerytur. Ale dokładnie to właśnie się robi, a wymówką jest to, że jest to wymagane, aby pozostać w strefie euro.
Jedyne rozwiązanie to rząd lewicowy, chcący anulowania długu, nacjonalizacji banków i sterowania z szczytów gospodarki oraz poddaniu go [sterowania] demokratycznej kontroli robotników. Reformiści twierdzą, że Grecja znalazłaby się w izolacji, jeśliby przyjęła taką politykę. Ale jest to kompletnie fałszywe. To co czyni się teraz robotnikom greckim, zostanie uczynione robotnikom całej Europy w nadchodzącym czasie. Karatzaferis nie myli się, gdy mówi, że w Grecji przygotowuje się rewolucję i że byłaby ona iskrą, od której zapłonęłaby cała Europa.